Tęczowy Most
Szikra
13.10.1997 - 1.12.2013
13.10.1997 - 1.12.2013
Nasza pierwsza mudiczka - więcej o Sikrze w zakładce "Nasze psy".
Bambo
30.06.1991-1.03.2006
Bambo był, jest i będzie moim pierwszym, najukochańszym psem. Bambus był tandemem, tzn. mieszańcem dwu ras: czarnego polskiego owczarka nizinnego (ojciec) i rudej pinczerki miniaturowej (mama). To od niego wszystko się zaczęło, poznałam wielu ludzi związanych z psami, zaraziłam się psiarstwem i umocniłam zdanie co do kierunku edukacji. Liceum o profilu biol-chem a potem zootechnika na SGGW.
To dzięki niemu zaczęła się moja przyjaźń z Ulą Ch. To od niego zaczęło się moje zainteresowanie psimi sportami. Zaczynaliśmy ćwiczyć agility, kiedy ten sport w Polsce raczkował. Zaowocowało to chęcią posiadania rasy predysponowanej do sportu, stąd wzięło się zainteresowanie a potem miłość do mudi. To od niego uczyłam się rozumieć i kochać psy. Bambo był ze mną prawie 15 lat, kiedy przyszedł do mojego domu chodziłam jeszcze do podstawówki. Bambo startował kilka razy w pokazach agility i w konkursach piękności dla kundelków. Raz nawet został najpiękniejszym kundelkiem radia BIS. Zabrała go najgorsza z chorób - nowotwór, który połączył niszczycielskie szeregi z niewydolnością krążenia. Bambo na zawsze zostanie w moim sercu. Chcę go pamiętać takim, jakim jest na zdjęciach na tej stronie: szalonym, zwariowanym psiakiem kochającym bieganie po nadmorskim lesie, pływanie w morzu, aportowanie patykow i piłeczki i biegi z psimi kumplami.
Teraz będzie mógł "matkować" rodzeństwu Victora, bawić się z kolegami Tygrysem i pinczerkiem Irysem (których też zabrał nowotwor), zmarłym tragicznie sznaucerem Filipem, z którym byli jak bracia, czy kolegą Pupsikiem, którego uśpiono, bo pogryzł dziecko.
A teraz Bambo pewnie szaleje z radości - doczekał się na swoją ukochaną Panią... Lecz Bambiku, ty mógłbyś poczekać na Tęczowym Moście jeszcze trochę - wszak tam czas płynie inaczej... a tutaj niedobry los złamał serca całemu stadu... Ty miałeś jednak szczęście - nie doczekałeś utraty Pani...
To dzięki niemu zaczęła się moja przyjaźń z Ulą Ch. To od niego zaczęło się moje zainteresowanie psimi sportami. Zaczynaliśmy ćwiczyć agility, kiedy ten sport w Polsce raczkował. Zaowocowało to chęcią posiadania rasy predysponowanej do sportu, stąd wzięło się zainteresowanie a potem miłość do mudi. To od niego uczyłam się rozumieć i kochać psy. Bambo był ze mną prawie 15 lat, kiedy przyszedł do mojego domu chodziłam jeszcze do podstawówki. Bambo startował kilka razy w pokazach agility i w konkursach piękności dla kundelków. Raz nawet został najpiękniejszym kundelkiem radia BIS. Zabrała go najgorsza z chorób - nowotwór, który połączył niszczycielskie szeregi z niewydolnością krążenia. Bambo na zawsze zostanie w moim sercu. Chcę go pamiętać takim, jakim jest na zdjęciach na tej stronie: szalonym, zwariowanym psiakiem kochającym bieganie po nadmorskim lesie, pływanie w morzu, aportowanie patykow i piłeczki i biegi z psimi kumplami.
Teraz będzie mógł "matkować" rodzeństwu Victora, bawić się z kolegami Tygrysem i pinczerkiem Irysem (których też zabrał nowotwor), zmarłym tragicznie sznaucerem Filipem, z którym byli jak bracia, czy kolegą Pupsikiem, którego uśpiono, bo pogryzł dziecko.
A teraz Bambo pewnie szaleje z radości - doczekał się na swoją ukochaną Panią... Lecz Bambiku, ty mógłbyś poczekać na Tęczowym Moście jeszcze trochę - wszak tam czas płynie inaczej... a tutaj niedobry los złamał serca całemu stadu... Ty miałeś jednak szczęście - nie doczekałeś utraty Pani...
Misio
199?-2008
199?-2008
Misio był znajdką. Przyszedł do nas w okolicach Bożego Narodzenia '99 jak Żaba w '96. Przez rok mieszkał z nami pod Warszawą na nie ogrodzonym terenie w prowizorycznej budzie. Zmuszone byłyśmy kupić mu łańcuch bo biegał po całej okolicy a po drodze miał.... tory kolejowe :-( Na nowym miejscu (ogrodzonym :-))) ) tylko czasami musiał być na łańcuchu. Nawet gdy cały dzień siedział na dworze to nie przypinałyśmy go do łańcucha chyba, że w tym samym czasie mama musiała wyjść. Z tej prostej przyczyny, że jako pies po przejściach i szalenie przywiązany do mojej mamy zawsze znajdował wyjście by za nią pobiec, a że czasem mama jechała np. pociągiem do pobliskiego Radomia (kolej w pobliżu), nie było to bezpieczne, poza tym bali się go sąsiedzi ;-)
Misio (nad czym ubolewam) nie dawał się szkolić klikerem, bo się go zwyczajnie bał, jak zresztą każdego nawet niegłośnego, ale nagłego dźwięku i nagłego gestu :-((( Ale był bardzo kochany i dzielnie pilnował całego naszego nabytku.
Misiowi trudno było zrobić zdjęcie, bo bał się również aparatu fotograficznego - "ten straszny flesz". Zdjęcie wychodziło, gdy Miś nie wiedział, że jest robione...
Misio (nad czym ubolewam) nie dawał się szkolić klikerem, bo się go zwyczajnie bał, jak zresztą każdego nawet niegłośnego, ale nagłego dźwięku i nagłego gestu :-((( Ale był bardzo kochany i dzielnie pilnował całego naszego nabytku.
Misiowi trudno było zrobić zdjęcie, bo bał się również aparatu fotograficznego - "ten straszny flesz". Zdjęcie wychodziło, gdy Miś nie wiedział, że jest robione...